Jakże niesamowitym zjawiskiem jest sytuacja pierwszy raz zobaczona z całkiem innej perspektywy, ta sama sytuacja która przez wiele lat oglądana była tylko z jednego miejsca. Wraz ze zmianą miejsca spostrzegania pewnych rzeczy zmienia się cała otaczająca rzeczywistość.

Jakże niesamowitym doświadczeniem jest życie tu na Ziemi. Jestem tak ogromnie wdzięczna za te wszystkie otrzymane dotychczas lekcje (dawniej spostrzegane m.in jako niesprawiedliwości, ból, rozczarowania itp.) i otwieram się na więcej, jestem gotowa. W końcu zrozumiałam po co tu wgl. jestem, jaki jest w tym wszystkim sens i że wgl. jest. WOW ŻYCIE JEST WSPANIAŁE! 
Podeszłam dzisiaj do okna, otworzyłam je, wychyliłam się i patrząc w gwiazdy tak bardzo się rozpłakałam, jedyne co wtedy czułam to ogromna WDZIĘCZNOŚĆ za wszystko co mnie otacza i za to że mogę doświadczać tak pięknej przygody jaką jest życie.

Również z tego miejsca pragnę przeprosić wszystkie niegdyś skrzywdzone lub w jakikolwiek sposób zranione osoby przeze mnie. Tak naprawdę nikt z Was mnie nie poznał. Sama dopiero od niedawna zaczynam siebie poznawać, zrzuciłam z siebie wszystkie maski, odinstalowałam pewne programy i myślę, że już w całkiem dużej mierzę zagłuszyłam swoje ego. Osobę którą mogliście poznać zdecydowanie była typem ofiary, której zupełnie nieukochane,zranione i porzucone wewnętrzne dziecko aż krzyczało z bólu jakiego doświadczyło już od najmłodszych lat wraz z ego które nieustannie powtarzało "przecież nie możesz mnie zostawić, jestem na tyle ważna że nie możesz, chcę być dla Ciebie najważniejsza!" no i mieszanką nieprzepracowanych traum, lęków i zduszonych emocji. Wiem że to wszystko było potrzebne po to bym dzisiaj mogła być tu gdzie jestem. Dziękuję Wam za to że mogłam to z Wami doświadczyć. Przepraszam za wszystko co złe z mojej strony. KOCHAM WAS, DZIĘKUJĘ, CZUJĘ OGROMNY STRUMIEŃ MIŁOŚCI KTÓRY KIERUJĘ W WASZĄ STRONĘ, każdego z osobna. Jesteś WYJĄTKOWĄ osobą!
Samotna kawa i samotny papieros, brak jej obecności, oddechu, wzroku i ducha, który codziennie rano otulał mnie dając mi siły do życia. Cisza,, która zarazem jest pięknem w które się wtapiam jak i przekleństwem którego nie mogę znieść. Uczucie wyostrzania się wszystkich zmysłów naraz wraz z momentem wybuchu jest jak zadanie sobie potężnego ciosu w twarz... i tak w kółko, czekasz aż ból się zmniejszy i zadajesz sobie cios z jeszcze większą siłą. Czekanie, przyłożenie, czekanie, przyłożenie, aż w końcu przestajesz odczuwać ból, staje się on częścią Ciebie a Ty zapominasz znaczenia tego słowa całkiem tak jakby ono nie istniało, a to wszystko jest tylko efektem naszych decyzji, które na początku wydawały się takie prawidłowe. Każdy ma swoje 5 minut szczęścia i 10 cierpienia. Jedni muszą być nieszczęśliwi by drudzy mogli poczuć chwilę uniesienia. Jedni odchodzą drudzy przychodzą. Z jednej strony to smutne, że ktoś zajmuje nasze miejsce, ale z drugiej my robimy to samo. Czymś nowym dla mnie jest tylko to, że czuje sie zniszczona, nigdy przedtem nie znałam tego uczucia, dlatego jeszcze nie do końca wiem jak sobie z tym poradzić. Właściwie to przez to wszystko czuję się całkiem innym człowiekiem, nieraz zastanawiam się kim ja tak naprawdę się stałam i dlaczego jest we mnie tyle nienawiści. Kiedyś będzie lepiej... kiedyś odbuduje swoją wiarę w ludzi i zaufanie, na które nie każdy zasługuje. Wiem, że będę silniejsza i cały czas mam nadzieje na to, że zgubię gdzieś swoją naiwność, lecz to też może być jej objawem. 
"Już kilka razy zaczynałem od zera skąd mam brać pewność, że to skończy się inaczej teraz?"

Chcę zacząć zaglądać tu częściej, muszę pisać nawet w małych ilościach, ale nie rozstawać się z tym miejscem, a na pewno już nie na tak długo. Zauważyłam, że cały czas żyję czekając na coś, przez co nie zauważam tego co się dzieję teraz, tylko wiecznie czekam na dzień w którym osiągnę swoje cele i spełnią się moje marzenia. Uświadomiłam sobie, że będę wtedy szczęśliwa, ale co z tego skoro będę tęskniła za swoją młodością, za tym co się dzieje właśnie teraz i to nie będę tęskniła za nią dlatego, że tak wyjątkowo ją przeżyłam, ale dlatego że ją zmarnowałam. Wgl. nie zwracam uwagi na to co się dzieje w moim życiu teraz, wiecznie na coś czekam, w mojej głowie jest to takie poukładane, ale niestety nigdzie indziej już nie. Tak przyjemnie patrzy się na obraz swojego życia za kilka-kilkanaście lat, lecz co z tym czasem który jest pomiędzy? Czy mamy tylko siedzieć i czekać? Czy warto zmarnować ten czas na czekanie, na coś czego tak naprawdę nie jesteśmy pewni? Bo przecież w życiu niczego nie można być pewnym. Zgubiłam się gdzieś, w tym całym czasie, biegu i czekaniu.  Chcę zacząć żyć teraźniejszością, tak jak powinnam była już dawno. Przestać patrzeć w piękną przyszłość i zacząć ulepszać teraźniejszość. Marnujemy tak dużo czasu przez co nasze życie traci na wartości, a wspomnienia koloryt. 
Ostatnio co raz bardziej zaczęłam czuć, że mam w sobie co raz mniej siebie. Co to znaczy? Więcej jest we mnie zwykłego, szarego człowieka, niż prawdziwej mnie. Myślę. że właśnie to jest źródłem mojego problemu. Najlepiej wspominam czasy w których czułam się w dużej mierze spełniona, w których nie miałam najmniejszego problemu ze swoją zanikającą osobowością. Czułam się wtedy jak żółta świecąca kropka na polu szarych. Oczywiście nie chodzi o to, że miałam się za kogoś lepszego, wyróżniającego się z otaczających mnie dookoła ludzi, ale był we mnie ten kontrast, który być może tylko ja w sobie zauważałam, ale to właśnie on sprawiał, że tak dobrze się ze sobą czułam. 
Dzisiaj, gdy w końcu zamieściłam tu kilka swoich słów, czuję  swój powrót do życia. To się dzieję właśnie teraz, zaczynam odczuwać spełnienie i to właśnie jest piękne.
To niesamowite jak to miejsce jest w stanie mnie ulepszyć.
25.04 - czuję się szczęśliwa.
"Noc to ulubiona pora romantyków, moment, w którym zmysłowe postrzeganie zawodzi, a możliwe są rzeczy niezwykłe" 

Pamiętam tą noc, której wszystko wydawało się takie niezwykłe. Nawet wdychane przeze mnie powietrze było jakieś ostrzejsze, wyraźniejsze. Wszystko pomimo delikatnej gamy barw - zachowywało je. Wszędzie, nawet w najmniejszej  rzeczy dostrzegałam piękno, które było dla mnie ukojeniem. 
Nieszczęśliwie się zakochałam, czego chyba tak naprawdę chciałam. Chciałam poczuć w sobie to prawdziwe niespełnione uczucie, które niesie za sobą ból... tak piękny ból, którego potrzebuje, czuje go każdego dnia na nowo lub z większą siłą. Jest piękny, prawdziwy i pozwala mi dostrzegać rzeczy tak piękne jakie kiedyś mi się nawet nie śniły. Upewnia mnie w uczuciach, które nie tylko są silne i trwałe ale też pozwalają mi wyrażać samą siebie. To jest jak utracenie jednego ze zmysłów, wtedy pozostałe nasilają się, tworząc razem coś niesamowitego. Ja tracąc możliwość spełnionej miłości do Ciebie, otrzymuje nieszczęśliwą miłość, którą tworzy we mnie to wszystko co mi zostało tylko ze znacznym nasileniem. Wnikam we wnętrze każdego szczegółu. Potrafię dostrzec to czego gołym okiem nie widać. I tak samo jak współgrające ze sobą pozostałe zmysły u niewidomego, tak u mnie łączące się uczucia niespełnionej miłości do Ciebie tworzą coś pięknego. Nie dla Was. Nie dla Ciebie. Dla mnie. Być może to nienormalne, śmieszne, głupie ale nikomu tym niczego nie odbieram, nikogo nie krzywdzę, niczego nie oczekuje. Wy macie to czego chcecie. Ty, mam nadzieje że masz to czego pragniesz, szczęście i spokój, a ja? Ja mam właśnie to. Uczucia bez których byłabym pusta, bez którego nie miała bym nic. 



Czasami gdy ból, przerasta moje możliwości, wtedy wypieram się tego, chce być wolna, chce nie czuć, chce się tego pozbyć i chce nie kochać. Płaczę bo nie radzę sobie z tym, mówię że to koniec, że po prostu tylko coś mnie do Ciebie przyciąga, że Twój charakter i osobowość jest niezwykła że nie kocham i że się pozbieram, wyjdę z tego jak po udanym odwyku, ale mija dzień czy dwa, nieraz nawet miesiąc, staje się wtedy strasznie obojętna, nie zależy mi zupełnie na niczym, a najbardziej na sobie. Nie mam motywacji nawet do najprostszych rzeczy. Nie stać mnie by odpowiedzieć na zadawane mi pytania. Nie wytrzymuje, nie radze sobie bez tego, nie radzę sobie bez miłości którą ode mnie odrzucasz, dzięki której jestem nieszczęśliwa ale moje wnętrze żyje, zranione czy nie ale musi żyć. Bo ja chcę żyć. Dlatego właśnie nie mogę przestać, nie mogę powiedzieć koniec. Bo uczucia którymi żyje.. no właśnie żyje i na tym zakończmy tą wypowiedz.


 
Piano






Moje wnętrze stoczyło dzisiaj ze sobą walkę, której serce nie było prawie w stanie wytrzymać. Czekając, grunt osuwały mi się pod nogami i wiedziałem, że z każdym szalonym uderzeniem mego serca, twarz bladnie mi coraz bardziej. Czułam że jestem tylko o krok od rozpłakania się na środku ulicy i robiłam wszystko by tylko się uspokoić bo w głowie jedyną myślą była tylko ta o nadchodzącym wyroku śmierci. 
Na jej widok po sekundzie to wszystko zamieniło się w ogromne pole spokoju. Moment w którym poczułam jej dotyk był podobny do silnego odrzutu po postrzale. Przez chwilę zdenerwowałam się, że nie mam nad niczym kontroli, zwłaszcza nad tym co się ze mną dzieje. Od tamtej pory całkowicie nie czuje się sobą. Odebrała mi wszystkie złe uczucia które mną władały przez ostatnie kilka miesięcy, dała coś tak wielkiego, tak silnego, że nie jestem w stanie tego opisać. To wszystko nadal do mnie dochodzi. Pojawiła się jak objawiający się anioł sprzątając cały ten syf z którym co dziwne już nauczyłam się żyć. Jak mam to robić teraz? Nieważne, już nic nic nie jest ważne. Pierwszy raz od kilku miesięcy przykładając głowę do poduszki zasnęłam ze spokojem. Zasypiałam z nieświadomością ale z czując ją i chyba to było jednym z najwspanialszych doświadczeń w moim życiu. Te dwie godziny snu, spokojnego snu, dały mi więcej niż całe przespane noce. Ten spokój jest cudem, a Ty aniołem, Dziękuję. 

Już od jakiegoś czasu czuję jakby całe moje wnętrze obumierało, na skutek obojętności, która zrodziła się z braku sił. Gdyby nie jedno silne uczucie czułabym się zupełnie pusta. 
To uczucie jest jak jedyny malutki promień przedostający się przez setki pousychanych gałęzi. Wydawałoby się, że nie jest niczym ważnym, ale to właśnie on jest jedyną iskierką życia w całym uschniętym labiryncie. A co byłoby bez niego? Nic. Czułabym się zupełnie pusta, nie wolna ale pusta.  

Nikogo jeszcze mi tak nie brakowało jak Pani. 
Pani z różowych wersów. - to jedno wielkie szaleństwo, ale zarazem najpiękniejsze jakie przytrafiło mi się w życiu.
Nie wiem czy mam się śmiać czy płakać.
Nie wiem czemu ona nigdy nie opuszcza moich myśli.

Nie wiem czemu to mnie aż tak bardzo trzyma i czemu tak długo.
Nie wiem czemu pozwoliła mi się w sobie tak bezlitośnie zakochać.


 Pomimo tego że męczy mnie to każdego dnia, nie zatrzymuje się, nie robię przystanku, jedyny postój robię właśnie tu, pisząc gdy już naprawdę muszę to z siebie wydobyć. Nie lubię o tym rozmawiać, ale czy to takie dziwne, że wstydzę się swoich słabości? Największych słabości. Wierzę w to, że kiedyś i to mnie opuści. Śmieszne, że nawet uczucia są silniejsze od ludzi, bo nawet one zostają na dłużej. Nie odchodzę na pierwszym lepszym zakręcie, czy jak pojawia się monotonność bo przecież, ciężko by tak silne uległy zmianie, a już na pewno nie odchodzą bez powodu.  W każdym razie po tym wszystkim wiem, że nawet najsilniejsze uczucie, pielęgnowane tylko z jednej strony... również  umrze.
Na pewno jeszcze nie jutro, nie za kilka tygodni, miesięcy ale po prostu może już nie długo. Czas przestać się oszukiwać, że razem z uczuciem mam coś więcej... że mam jakąś część tego czego tak bardzo pragnę, czas zrobić miejsce na całkowitą pustkę.



Myślę, że każdy człowiek nieraz zaczynał już swój kolejny nowy początek, ponieważ o wiele łatwiej jest nam coś osiągnąć lub postanowić sobie właśnie z myślą, że zaczynamy od nowa, mamy czystą kartę, a wszystkie brudy i nieprzyjemności pozostawiamy za sobą. Kiedyś myślałam, że żeby zdobyć się na taki krok potrzeba bardzo dużo odwagi, a przede wszystkim jakiegoś wielce znaczącego wydarzenia. Nic bardziej mylnego, bo jedyne czego potrzebujemy to nastawienia psychicznego i często czegoś co mogłoby symbolizować tan nasz kolejny krok.

W moim wypadku jest to akurat założenie nowego bloga. Z poprzednim wiąże się zbyt dużo nieprzyjemnych wspomnień i momentów. Nie uciekam od tego lecz zamknęłam pewien rozdział i chciałabym, a właściwie to rozpoczynam nowy. Wiem, że jeszcze wczoraj nie mogłabym tego powiedzieć, ale dzięki jednej mającej na mnie bardzo duży wpływ, scenie z pewnego filmu przypomniałam sobie co tak naprawdę jest dla mnie ważne i dzięki temu poczułam się po prostu gotowa.